Dokąd zmierza lotnictwo w Polsce?
W niedawnym czasie otrzymaliśmy list od jednego z Pilotów opisujący problemy, z którymi mogą borykać się Piloci w Polsce. Poniżej publikujemy jego treść zachowując pełną anonimowość naszego przyjaciela.
„W listopadzie ukazał się artykuł po śledztwie Onetu, opisujący dramatyczną sytuację w 1. Bazie Lotnictwa Transportowego, odpowiedzialnej za przeloty VIP-ów w Polsce. Wynika z niego, że ofiary katastrof w Smoleńsku i Mirosławcu zginęły na próżno, ponieważ w wojsku nie zaszły żadne zmiany. Dlaczego tak się dzieje? Kto za to odpowiada – generałowie czy politycy?
Skoro nasze wojskowe lotnictwo wciąż zmaga się z problemami, warto przyjrzeć się sytuacji w lotnictwie cywilnym. Mam za sobą ponad kilkanaście lat doświadczenia jako pilot w lotnictwie cywilnym i wiele widziałem. Czy pod nadzorem Urzędu Lotnictwa Cywilnego jest bezpieczniej? Statystyki sugerują, że tak, bo nie doszło do tak dramatycznych zdarzeń jak w Smoleńsku. Ale czy to oznacza, że wszystko jest w porządku? Niestety, nie.
Lotnictwo cywilne ma swoje problemy, które instytucje odpowiedzialne za nadzór często ignorują lub bagatelizują. Zgłoszenia dotyczące naruszeń przepisów przez firmy zatrudniające pilotów często kończą się pozytywnymi wynikami audytów Urzędu Lotnictwa Cywilnego.
Pracuję w jednej z firm zajmującej się m.in. przewozem lotniczym cargo w Polsce. Wszyscy piloci i stewardesy są zatrudniani na zasadzie samozatrudnienia (B2B), mimo że pracujemy wyłącznie dla jednego przewoźnika. Oznacza to brak przywilejów pracowniczych, takich jak prawo do urlopu wypoczynkowego czy wynagrodzenia za czas choroby. Cała odpowiedzialność za lot i sprzęt spada na nas. Jeśli doznamy kontuzji, nie otrzymujemy wynagrodzenia do czasu powrotu do zdrowia. W efekcie wielu z nas lata z problemami zdrowotnymi, bo prawo nie chroni nas finansowo, a każdy ma rodzinę na utrzymaniu i zobowiązania finansowe. Jesteśmy niewolnikami XXI wieku, narażającymi swoje zdrowie i bezpieczeństwo pasażerów, podczas gdy przewoźnik ma „czyste ręce”.
W mojej firmie z samolotów wymontowano toalety, aby zwiększyć pojemność ładunkową, co odbywa się kosztem pilotów. Nikt nie zwraca uwagi na nasze potrzeby fizjologiczne, bo nie jesteśmy już pracownikami, lecz firmami i to od nas zależy, jak sobie poradzimy podczas kilkunastogodzinnych lotów w zimnym samolocie. Niektórzy decydują się na głodówkę przed lotem i unikają picia, co może prowadzić do problemów żołądkowych i odwodnienia. Trudno wyobrazić sobie większe upokorzenie.
Praca na zasadzie B2B jest koszmarem, podobnie jak wynagrodzenie wyłącznie za czas lotu. Praca pilota to nie tylko sterowanie samolotem – to także szereg innych
obowiązków, takich jak organizacja transportu z hotelu na lotnisko, zamawianie paliwa, kontrola załadunku czy sprawdzanie dokumentów, które często są błędnie wystawione. Za czas spędzony na tych czynnościach nie otrzymujemy wynagrodzenia. Nikt nie przejmuje się naszym komfortem, nawet jeśli zimą zamarza nam woda, a latem temperatura w kokpicie przekracza 60 stopni.
Jeśli samolot jest niesprawny, to piloci nie zarabiają, więc nikt nie śpieszy się z naprawami. Zdarza się, że samoloty po naprawach wychodzą z hangaru w gorszym stanie niż przed nimi, ponieważ części z jednego egzemplarza zostały użyte do naprawy innego.
Te sytuacje wydają się niewiarygodne w XXI wieku, zwłaszcza że w każdej firmie istnieje System Zarządzania Bezpieczeństwem (SMS). Niestety, naciski ze strony zarządu na maksymalizację zysków wpływają na działanie każdego działu w firmie.
Jeśli „Smoleńsk” niczego nie zmienił w wojsku, czy można liczyć na poprawę sytuacji u prywatnych i państwowych przewoźników? Czy kolejne ofiary dadzą do myślenia decydentom?
Jedyną szansą na walkę z patologiami w polskim lotnictwie jest zrzeszanie się pilotów w związki zawodowe, które dopiero zaczynają działać w Polsce i mogą wesprzeć każdego z nas, zapewniając anonimowość. Jeśli czujesz się jak Don Kichot walczący samotnie, spróbuj z nami – wstąp do związku zawodowego pilotów.”